niedziela, 19 kwietnia 2015

Włocławska klucha, czyli "Nudle" - recenzja

 

Dziś nietypowo, bo recenzja. Bo całkiem świeży lokal zagościł na rynku włocławskiej gastronomii. Bo wygląda i brzmi zachęcająco.

Już sama nazwa lokalu "Nudle" mówi nam wiele o profilu miejsca do którego się wybraliśmy razem z Małżem i Bułką.  Kluchy, kluski, kluseczki, makarony i makaroniki. 


Lokal znajduje się w starej kamienicy przy jednej z głównych ulic Włocławka, w samym centrum. O istnieniu tego miejsca informują nas naklejki na szybach oraz sporej wielkości potykacz, który prezentuje bardzo atrakcyjne ceny. 

Wchodzimy do środka. Wystrój nieco sterylny, ale przyjemny. Na myśl przywodzi bar mleczny: białe kafelki na ścianach, pastelowe barwy, proste krzesła i stoły. W "kluskarni" znajduje się kilka stolików dwu i czteroosobowych oraz jeden sześcioosobowy, a także lada przy jednym z okien. Chociaż jest nas tylko troje, zajmujemy stolik największy, gdyż jest on umiejscowiony w najbardziej kameralnym miejscu. Nie jest to miejsce sprzyjające dłuższej posiadówie. Wnętrze krzyczy "zjedz i zjeżdżaj". Ściany są gołe i bez wyrazu, w lokalu rozchodzi się dziwny pogłos. Odbijające się od ścian echo sprawia, że rozmawiający instynktownie ściszają głos lub milkną. Nie czuję się tu komfortowo.


Samoobsługa. Ruszamy do baru. I tu pierwszy zonk. Do wyboru całe trzy rodzaje makaronów: boloński, con piselli oraz funghi i kilka sałatek. Wszystko gotowe leży w metalowych pojemnikach w witrynce. Nawet makaron. Nie zrażeni niczym, zamawiamy. W końcu nie takie rzeczy i w nie takich miejscach się jadło. Ceny przyjemne, nawet bardzo, aż za bardzo. Porcja makaronu z sosem kosztuje 4,90 a podwójna 8,90, sałatka to całe 2,90. Kluchy i sałatki dostajemy w plastikach. Oj. Patrzę na swoje spaghetti po bolońsku - wygląda jak kupa. Próbuję - taka samo smakuje. 




Porcja ledwo ciepła i do tego czuć dziwny posmak mąki lub zagęszczacza. Czyżby sos z paczki? Z minuty na minutę sos gęstnieje pozostawiając dziwny osad na ustach. Trochę lepiej jest z sałatką - tuńczyk, kukurydza, ananas, majonez - co tu schrzanić? Wychodzimy z niesmakiem i niedosytem. Mam ochotę na kebaba.

Szkoda. Wielka szkoda. Z zewnątrz lokal wygląda sympatycznie. Buduje pewne oczekiwania, które potem pozostawia niezaspokojone. Nie zjemy tu pysznego makaronu ze świeżym pesto, czy smacznym sosem pomidorowym. Nie zjemy tu nawet świderków z serem i boczkiem. Jedyne, co nam zaserwują to zimne kluchy z chemicznym chłodnym sosem. Wątpliwa przyjemność i  marne doświadczenie. Jak powiedziała Bułka "dobrze, że takie tanie". Cóż, cena adekwatna do produktu. Nie tak robi się makaron, oj nie tak.




1 komentarz: