środa, 4 listopada 2015

White Plate Słodkie i szarlotka polska


Bloga Elizy Mórawskiej (tu) znam doskonale i bardzo sobie cenię. Zaglądam tam często i z wielką przyjemnością czytam. Z książką o słodkościach też już miałam styczność jakiś czas temu - kupiła ją koleżanka i nie omieszkała się pochwalić, a ja przejrzałam ją z zapartym tchem i ślinotokiem. Bardzo się więc ucieszyłam, kiedy moja najlepsza na świecie siostra podarowała mi ją jakiś czas temu w prezencie imieninowym.

"Słodkie", które dostałam to nowe, uzupełnione wydanie, gdzie na ponad 180 stronach stronach znajdziemy przepisy na różne słodkości. Sama książka jest zachwycająca. "Nie oceniaj książki po okładce". Łatwo powiedzieć, trudniej wykonać. Bo jak tu nie oceniać pięknej pastelowej szaty graficznej? Samo zdjęcie przedstawiające biały pusty talerz przynosi na myśl pyszności, które z niego zniknęły w ułamku sekundy. Także wnętrze mnie nie rozczarowało. Jest pełne fantastycznych fotografii, dzięki którym ma się ochotę na upieczenie i pożarcie wszystkiego na raz! 

Przepisy zawarte w książce są napisane zrozumiałym językiem i nawet laik łatwo sobie z nimi poradzi. Każdą recepturę opatrzono informacją dotyczącą czasu przygotowania, rodzaju foremki (niestety nie wszędzie podane są wymiary), temperatury i czasu pieczenia, liczby porcji oraz stopnia trudności. Oprócz wspaniałych przepisów, znajdziemy tu również porady, niezbędnik domowego cukiernika, czy różne ciekawostki.

Musze przyznać, że długo zastanawiałam się, który przepis wypróbować jako pierwszy i miałam ogromny problem z podjęciem decyzji. Miałam ochotę na wszystko! Otworzyłam więc książkę na chybił-trafił i wylosowałam szarlotkę polską (str. 98-99). Muszę przyznać, że nie mogłam lepiej trafić! Przyznam, że jest to najlepsza szarlotka, jaka kiedykolwiek wyszła z mojego piekarnika, a nawet z piekarnika mojej mamy (a to już coś znaczy). Aromatyczna, pełna owoców, rozpływająca się w ustach. A z gałką lodów to już po prostu obłęd! Pozwalam sobie przytoczyć przepis autorstwa Elizy Mórawskiej (mam nadzieję, że autorka nie będzie mi miała tego za złe):

Składniki:

Na ciasto:

-300g mąki pszennej
-150g masła
-3 żółtka
-100g cukru
-80g śmietany 18%
-1/8 łyżeczki sody oczyszczonej

Na farsz jabłkowy:

-1kg jabłek
-2 łyżki masła
-100g cukru
-1/2 łyżeczki cynamonu
-1/2 łyżeczki imbiru w proszku
-1 łyżeczka ekstraktu z wanilii

Przygotowujemy ciasto. Wszystkie podane składniki zagniatamy szybko na gładką jednolitą masę, nie powinna lepić się do rąk. Dzielimy na dwie części i odkładamy.

Przygotowujemy farsz. Jabłka obieramy i kroimy w ćwiartki. Na patelni rozpuszczamy masło, wrzucamy jabłka i chwilę podsmażamy, cały czas mieszając. Kiedy jabłka zaczynają mięknąć, dodajemy cukier oraz przyprawy. Dusimy chwilę, do czasu, aż zaczną się rozpadać. Odstawiamy do wystygnięcia.

Formę (w książce tortownica, ja użyłam naczynia ceramicznego) smarujemy masłem i wysypujemy mąką. Połową ciasta wylepiamy spód (powinien być jak najcieńszy). Nakłuwamy widelcem i wstawiamy do piekarnika nagrzanego do 190 stopni na 10 minut.

Po tym czasie wyjmujemy ciasto i wykładamy na nie wcześniej przygotowane jabłka. Pozostałą część ciasta rozkruszamy równomiernie na owoce. Wstawiamy do piekarnika na około 40 minut (aż do zrumienienia).

Ciasto studzimy i posypujemy cukrem pudrem. Z podanych proporcji powinno wyjść 6-8 porcji.


Smacznego!

Szczerze zachęcam do sięgnięcia po tę smakowitą książkę (a także odwiedzenia bloga), szczególnie osoby, które jeszcze jej nie znają. Zachwycicie się tak, jak ja!




2 komentarze:

  1. Też uwielbiam bloga Liski, przepisy są genialne, za to książki nie mam żadnej, choć zwłaszcza chlebowa mnie kusiła, właśnie z powodu zdjęć, których jest 2x więcej niż przepisów. Ja się w takim wypadku czuję lekko oszukana, kupując książkę kucharską płacę za przepisy, a nie za album ze zdjęciami. Jakbym chciała album to kupiłabym album. Z samego zdjęcia nic nie ugotuję, a przynajmniej na pewno nie to samo co autor. A po przejrzeniu książki o fotografii kulinarnej, to już w ogóle sceptycznie jestem nastawiona do nadmiaru zdjęć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jakoś nie zainteresowałam się książką o wypieku chleba (jeszcze) i nawet nie miałam jej w rękach, więc nie wiem jak w środku wygląda. Nie trudno się z Tobą nie zgodzić. Nie po to kupuje się taką książkę, żeby oglądać same zdjęcia. Z drugiej strony, mogą one zachęcić (lub skutecznie zniechęcić) do przygotowania konkretnej potrawy. Uważam, że w tek książce nie ma przesytu. Także czytałam książkę o fotografii kulinarnej i kiedyś oglądałam program o tej tematyce. I śmieszne to i straszne. potem się ludzie dziwią, że wyszło im inaczej, niż na zdjęciu, a przecież robili wszystko, jak w przepisie :) U mnie co na blogu, to na moim prywatnym talerzu, który zamierzam opróżnić zaraz po wyłączeniu aparatu. Nawet nie potrafię robić ładnych zdjęć, a do tego brak mi odpowiedniego sprzętu i, w sumie, nie chce mi się kombinować z plastelinami, wykałaczkami i niedogotowanymi warzywami :)

      Usuń